pannazosia
Dołączył: 21 Mar 2013
Posty: 948
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Himmelsdorf
|
Wysłany: Czw 21:50, 01 Maj 2014 Temat postu: Dlaczego w World of Tanks nigdy nie będziesz kiepskim gracze |
|
|
Czy specjalny algorytm utrzymuje graczy na uśrednionym poziomie bilansu wygranych potyczek do przegranych? Gracze zaczynają powoli wierzyć w teorie spiskowe.
Przyznam szczerze, że nie jestem ekspertem od wirtualnych czołgów. Nie mam zbyt wiele czasu na granie, dlatego też często odpuszczam sobie pokroju free-to-play. Darzę je jednak szacunkiem, zwłaszcza po tym jak miałem przyjemność obserwować zmagania e-sportowców podczas Intel Extreme Masters.
Kiedy napisałem tekst o przygotowaniach Wargaming.net do uruchomienia profesjonalnej ligi e-sportowej w World of Tanks, w komentarzu odezwał się nasz stały czytelnik Razer, który wyłożył ciekawą teorię dotyczącą czynnika losowości w grze oraz tego jak dopasowywani są gracze do poszczególnych drużyn. Zastanawia się on także, po co to wszystko.
Komentarz zamieszczam poniżej w całości.
„Nie jestem żadnym super znawcą, ale stoczyłem już prawie 5000 bitew i jakieś pojęcie o grze mam. WoT-owe teorie spiskowe wypływają regularnie na forach czy blogach, nawet na oficjalnym forum WG (Wargaming.net – przyp. Red).
Gwoli wyjaśnienia mechaniki WoTa: cała gra posiada pewien element losowości – celność dział, zadawane obrażenia czy penetracja pocisków mieszczą się w jakichś granicach, np „od 145mm do 210mm”. To czy kogoś trafimy (i „za ile”) nie zależy tylko od naszych umiejętności i wiedzy (gdzie warto celować, szukać słabych punktów, ustawiać się do przeciwnika pod odpowiednim kątem) ale też od „losowego” losowania na „bezstronnym” serwerze. I ma to jakiś sens, pewna losowość zapewnia urozmaicenie rozgrywki i jest jak najbardziej akceptowalna.
Problem w tym, że cały ten system MOŻE być wykorzystywany do utrzymywania graczy na uśrednionym poziomie. Jak to miało by działać? Podczas przydzielania graczy do drużyn matchmaker (system zarządzający uczciwym doborem odpowiednich graczy do bitwy, uwzględniając poziom czołgu, umiejętności gracza itp) składa dwie drużyny – do pierwszej, oczywiście potajemnie, trafiają gracze którym idzie za dobrze i mają wiele wygranych, do drugiej trafiają ci słabsi, cześciej przegrywający – po czym dla „lepszych” system specjalnie losuje słabsze zmienne (najniższe obrażenia, słabe penetracje) i adekwatnie faworyzuje „gorszych”.
Dzięki temu jedna drużyna ma zdecydowanie większe szanse na wygraną. Ostatecznie „lepsi” gracze są karani przegraną i ich win/lose ratio spada w dół, a gorsi gracze wygrywają. Patrząc na globalne statystyki większość graczy utrzymuje się na poziomie 50/50 (ja mam 54/46 i ciężko jest wskoczyć na 55/45), naprawdę dobrzy osiągają te 60/40, ale też niełatwo znaleźć kogokolwiek poniżej 40/60. Granie w plutonie (2-3 graczy, w dodatku z mikrofonami) zwiększa szanse na wygraną, tak samo jak nie granie w ogóle na randomach tylko w kompaniach i wojnach klanów (gdzie gra się w zgranych drużynach zamiast w anonimowych, „niezgranych ”, nieskomunikowanych zbieraninach), zazwyczaj tacy właśnie gracze osiągają win/lose ratio w granicach 60/40.
Można twierdzić, że średnia graczy na poziomie 50/50 to normalna sprawa – wynik rachunku prawdopodobieństwa – tysiące graczy, drużyny po 15 osób, losowość itp. Ale zbyt wiele widziałem bitew które teoretycznie powinniśmy bez problemu wygrać, a „jakimś cudem” przegrywaliśmy (i odwrotnie, zdarzają się nieoczekiwane, cudowne ocalenia).
Pytanie – po co w ogóle Wargaming miał by to robić? Najpopularniejsza odpowiedz – utrzymanie jak największego grona grających. W takich „uśrednionych” warunkach nie istnieją gracze którzy koszą wszystkich, ani tacy którzy 90% gier przegrywają. Nikt nie ma prawa się zniechęcić, każdy coś tam sobie wygra i nie rzuci gry w cholerę po serii sromotnych porażek. To nie Quake, tutaj nawet totalne sieroty strzelające do swoich kompanów osiągają 40% wygranych a najlepsi mistrzowie taktyki mogą się pochwalić „imponującymi” 60% wygranych (btw. zdarzają się też ludzie z ~70% wygranych, ale to ledwo promil, często sztucznie zawyżający statystyki dziwnymi praktykami – w końcu jak się zagra tylko 4 mecze i akurat trafi się 3 wygrane to statystyki ma się bajeczne). I tyle.
Generalnie granie w czołgi wciąż jest fajne, jednak krew mnie zalewa gdy przegrywam siódmy mecz z rzędu i mam przeczucie że to nie moja wina, że wszystko zbiega się przeciwko mnie. Na moje oko jednak coś w tym musi być, to pierwsza teoria spiskowa w którą naprawdę zaczynam wierzyć .”
Komentarz ode mnie: Jakby się nad tym głębiej zastanowić, to teoretycznie miałoby to sens. Utrzymywanie graczy na uśrednionym poziomie nie odstrasza od gry, a ta przecież zarabia na mikrotransakcjach. Kiedy okazałoby się że dla wielu osób jest ona za trudna, bo nie mają tyle czasu co inni aby w nią grać, to myśli o porzuceniu tytułu na rzecz innego byłyby częstsze. W ten sposób zawsze można się poszczycić, że nie jest źle, a może i zachęca to trochę do zrobienia zakupów w sklepie, aby podnieść szansę na zwiększenie stosunku wygranych do porażek. Są to jedynie moje czysto teoretyczne rozważania, nie poparte „doświadczeniem polowym”.
O komentarz i ustosunkowanie się do tej teorii poprosiliśmy Konrada Rawińskiego, PR Managera na Polskę. Kiedy go dostaniemy, podzielimy się z Wami jego słowami.
A Wy gracie w World of Tanks? Macie podobne do opisanych powyżej doświadczenia?
Post został pochwalony 0 razy
|
|